HtmlToText
momencik, trwa przetwarzanie danych zaloguj się załóż konto główna poczekalnia losuj dodaj topka zasady kontakt naruszenie regulaminu było naruszenie prywatności naruszenie praw autorskich #82366 glan ( pw ) · 8 czerwca 2018, 17:21 | do ulubionych nie wierzę, po prostu nie wierzę. w historii 82027 pisałem o trąbieniu na tych, którzy zatrzymują się na zielonej strzałce. myślałem, że wyczerpałem temat a jednak... parę dni temu moja córa oznajmiła mi, że też została otrąbiona gdy przepisowo zatrzymała się na zielonej strzałce. niby nic nowego, tylko otrąbiającym był... radiowóz. na dodatek córa dopiero uczy się jeździć, więc na dachu auta widniało piękne, duże "l". idioci, wszędzie idioci. ruch drogowy skomentuj (10) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 101 (115 ) #82278 tomxd ( pw ) · 28 maja 2018, 22:58 | do ulubionych tym razem to co mnie od jakiegoś czasu ostro denerwuje, czyli oferty pracy na portalach typu olx, a raczej ludzie którzy owe oferty zamieszczają. po pierwsze - w większości przypadków po znalezieniu odpowiedniej osoby na stanowisko, nikt nie fatyguje się żeby usunąć ogłoszenie, przez co trzeba się przekopywać przez masę bezsensownych, nieaktywnych ogłoszeń. druga wada to nie odpowiadanie na wysłane wiadomości lub cv. rozumiem, że ktoś może nie spełniać wymagań pracodawcy, ale to o czym tutaj piszę, to oferty pracy dla niepełnoletnich, nastolatków. skoro nie odpisują na dobrze napisane (najczęściej dużo lepiej niż samo ogłoszenie, bo wśród autorów takich ogłoszeń panuje jakiś analfabetyzm) i pełne zalet cv, to coś musi być nie tak. najczęściej jest to punkt pierwszy. i trzecia, ostatnia rzecz, która przelała czarę goryczy - zgłosiłem się do obsługi eventu. miał się on odbyć w okolicy krakowa. dostałem odpowiedź, że tego i tego dnia odbędzie się spotkanie organizacyjne ze szkoleniem. gdy stawiłem się na miejsce o umówionej godzinie, nie zastałem nikogo poza grupą ludzi, którzy też zostali bezczelnie oszukani przez kogoś kto nie szanuje czasu drugiego człowieka. po powrocie do domu dostałem sms, że spotkanie zostało przełożone. dobrze wiedzieć :) nie wiem czy wy też spotykacie się tylko z takimi ludźmi gdy szukacie tymczasowej pracy, jeśli nie, to gratuluję. kraków skomentuj (10) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 107 (123 ) #82270 ~sylwia198912 · 27 maja 2018, 22:00 | do ulubionych historia z cyklu - mam mieszkanie do wynajęcia. mieszkanie wynajmuję już 3 lata, kawalerka za rozsądne pieniądze, w nowym budownictwie :) pierwszy raz zdarza mi się wysyp piekielnych najemców. 1. telefony o 6:30 albo o 23:00, dzwonią nie zachowując żadnych norm przyzwoitości :) ja rozumiem - to moi potencjalni klienci, ale chyba są jakieś zasady zdrowego rozsądku :) 2. nagminne nie sprawdzanie gdzie jest położone mieszkanie (ulica podana w ogłoszeniu), a później pretensje, że to tak daleko... 3. umawianie się i nie przychodzenie - bo i po co kogo informować? wczoraj z umówionych 5 osób przyszła 1. 4. mój faworyt - podpisał umowę, a po 3 godzinach napisał sms ze on się jednak rozmyśli. może wiecie czy da się wyciągnąć z tego konsekwencje prawne? tak dla zasady... skomentuj (19) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 94 (120 ) #82264 ksejeden ( pw ) · 26 maja 2018, 20:14 | do ulubionych uwaga, leci granat. a raczej bomba. atomowa. ogólnie mówiąc - apokalipsa logiki w tym kraju. do rzeczy. rodo. każdy słyszał, czytał i brał udział w dyskusjach z otoczeniem. każdy z was został zapewne zasypany setkami e-maili i "konieczności" zapoznania się z regulaminem setek serwisów, w których logowaliście się 10 lat temu tylko po to, by kupić taczkę. ochrona zdrowia od zawsze rządziła się prawami, które nie są dla mnie do ogarnięcia. ze względu na rodo w moim szpitalu (izba przyjęć), wymyślili dodatkowy dokument o zgodzie na przetwarzanie danych osobowych. ba, jest dodatkowy punkt o zgodzie na założenie opaski identyfikacyjnej z danymi pacjenta, na wypadek, gdyby pacjent był przyjmowany na oddział. gdzie piekielność??? w ramach oszczędności zgody te zostały "dodrukowane" na dokumencie, w którym pacjent wyraża zgodę na dostęp do dokumentacji medycznej. a w dokumencie tym pacjent podaje imię, nazwisko, adres, pesel, adres e-mail oraz nr telefonu. swój oraz osoby, którą upoważnia. brawo. szpital rodo skomentuj (18) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 127 (143 ) #82256 ~kropkowa · 25 maja 2018, 14:06 | do ulubionych przerwa podczas wykładu - po tradycyjnej prezentacji, przed ćwiczeniami. od jedzenia odrywa mnie telefon od niezapisanego numeru. ze względu na "świeżość" mojego numeru oczekuję jakąś reklamę, telemarketera czy inne podobne cuda na kiju. ale nie będę taka, mam chwilę - odbieram. - gratuluję, została pani wylosowana spośród mieszkańców x ... [nawija jak najęty, przez hałas w sali ja nic nie słyszę]... dostaję pani łatwą w obsłudze kamerę samochodową... przyznam, mimo że nie byłam zainteresowana, to taka kamerka to bardzo pożyteczna rzecz. mam tylko jeden mały problem. - ale ja nie mam samochodu - wypaliłam nie myśląc, jak dotarło do mnie co mi wciskają. rozłączyli się. Żadnego dalszego wciskania, żadnego wygranego samochodu jako załącznik do kamerki, ani nawet marnego pocałuj mnie w pośladki. a ja już przeglądałam oferty samochodów na sprzedaż w okolicy. call_center skomentuj (6) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 107 (143 ) #82249 schwa ( pw ) · 24 maja 2018, 19:25 | do ulubionych mieszkam obecnie w miejscu, w którym jest ogromny problem z miejscami parkingowymi. ot, ktoś nie przewidział, że z biegiem lat samochodów namnoży się jak grzybów po deszczu. parkingiem jest podwórko zabudowane z trzech stron kamienicami, na dodatek z fragmentem placu wyłączonym z ruchu. stawać tam mogą jedynie mieszkańcy, którzy za odpowiednią roczną opłatą dostają legitymację do wyłożenia w widocznym miejscu w samochodzie. nie dla każdego te frykasy - trzeba wykazać zameldowanie lub wynajem mieszkania w budynkach otaczających podwórko. dowolnych, pozwolenie obowiązuje na cały teren. co więcej, praktycznie całe miasto obłożone jest strefami płatnego parkowania, czyli albo u siebie (i płać), albo na miejskim (i też płać). służby regularnie urządzają sobie spacery krajoznawcze i wlepiają mandaty za brak legitymacji czy bilecika. to akurat fajna sprawa - nie mamy problemu z ludźmi "ja tylko do banku" czy wujkiem kuzyna cioci z niemiec, który przyjechał w odwiedziny do sąsiadów. jestem młodym kierowcą. uprawnień nie mam długo, cały czas się uczę i ten parking często-gęsto stanowi dla mnie wyzwanie. najgorsze są, naturalnie, godziny popołudniowe i wieczorne, kiedy wszystkie sensowne miejsca są już zajęte i trzeba się nieźle nakombinować, żeby nie zablokować ruchu i nic nie uszkodzić. z wymienionych już przyczyn w razie braku miejsc człowiek nie stanie nigdzie indziej w okolicy, więc kierowcy z parkingu wyciskają ostatnie centymetry kwadratowe. wracałam ostatnio do domu samochodem. przy mojej kamienicy nie można już było wcisnąć szpilki, więc ruszyłam dalej. było tam większe miejsce (przeważnie parkuje się u nas równolegle), ale z dobroci swojego serca stwierdziłam, że moim żuczkiem spróbuję wcisnąć się gdzieś indziej, a to miejsce zostawię dla jakiegoś suv-iastego bydlaka. znalazłam wolne miejsce pod kamienicą po przeciwnej stronie podwórka. trochę niefortunne, mało miejsca, ale uznałam, że warto spróbować. plac nieoświetlony, więc powolutku, migając sobie na drogę światłami stopu, kolokwialnie mówiąc - ładuję się w dziurę. i wtedy podjechała pani z kombi (pzk), na oko średni wiek, auto ładne, pani też ładna. ustawiła się przede mną i czeka. myślę - "czeka, aż skończę manewr". pojawił się lekki stres, w końcu ktoś mi patrzy na ręce. cofam, poprawiam, cofam. absolutnie nic nie widzę za samochodem, więc przesuwam się o centymetry, migam tym stopem. wysiadam, kontroluję - zostawiłam nawet trochę miejsca dla kierowcy za mną, udało się, ja stoję, a on wyjedzie bez problemu. zadowolona z siebie zabieram się za wyjmowanie zakupów z bagażnika i nagle słyszę: pzk: naucz siĘ najpierw jeŹdziĆ. oho. pzk poza samochodem, idzie w moją stronę i ma dość groźną minę. j: przepraszam, trochę mi zajęło, ale mało widziałam i nie chciałam nikogo puknąć. pzk: gdzie mieszkasz? j: słucham? mam zgodę na parkowanie, przecież leży. pzk: nie mieszkasz w tej bramie! dlaczego tu stajesz? u siebie stawaj! j: przecież tu by się pani nie zmieściła. tam jest większe miejsce, proszę tam stanąć. pzk: ty tu nie mieszkasz, kto ci dał prawo jazdy, ty @#$%. sama sobie tam stań, ja chcę tutaj, tu mam blisko, a ty tu nie możesz stać. wynoŚ siĘ. gówno, a nie kierowca, parkować nie umie, naucz się jeździć... i tak w ten deseń. tu już eleganckiej pani wyraźnie popuściły nerwy, popłynęły inwektywy, ale nie będę całego wywodu przytaczać. ja mocno zdezorientowana, stres rośnie, w końcu pierwsza kłótnia prawie-za-kółkiem; zaczynam analizować swoje zachowanie, ale, no kurczę, przecież ona naprawdę tu się nie zmieści. j: tam też nie mieszkam. pod moją bramą nie ma miejsca. proszę sobie podjechać te kilka metrów i tam stanąć, bo ja już zaparkowałam i stąd idę. pzk: ty @#$%@&! i tak się za mną darła, kiedy odchodziłam w stronę zachodzącego słońca, nie patrząc na wybuch za plecami. zajrzałam potem przez okno - stanęła na tym wolnym miejscu, które jej sugerowałam i zajęła je praktycznie na całą długość. nie wiem, jak ona chciała się wcisnąć tam, gdzie ja stanęłam. może jest absolwentką hogwartu. najgorsze? w jej aucie siedziało dziecko. ciekawe, czy będzie je wspierać przy robieniu prawa jazdy, czy też się będzie darła, że gówno, a nie kierowca. osiągnęła jeden skutek - teraz stresuję się wsiąść za kółko, bo wiem, że będę musiała wrócić pod dom i zaparkować. a jedna terytorialna pieniaczka bez rozumu mi już chyba wystarczy. parkowanie skomentuj (32) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 116 (142 ) #82360 hermionagranger ( pw ) · 7 czerwca 2018, 23:35 | do ulubionych będzie o kolejnych piekielnych klientach. tym razem piekielni rodzice. dzisiaj wieczorem miałam nieprzyjemność obsługiwać typową karynę i typowego sebę z dwuletnim rozwrzeszczanym berbeciem. nie dość,że wryli się nieproszeni przed moją kasę omijając kolejkę (klientów przywołuję przyciskiem, który powoduje uruchomienie komunikatu: kasa nr...), to jeszcze pokrzykiwali, że ich dziecko jest nerwowe i co mi to szkodzi. berbeć niepilnowany przez rodzicieli ściągnął ze stojaka lizak typu laseczka (kojarzycie zapewne "świąteczne" lizaki w czerwono białe paski) i paskudnie go obciumkał rozrywając przy okazji folię. karyna wyrywała mu słodycz warcząc: - tego nie bierzemy! powiedziałam, że niestety muszą go wziąć, bo dziecko obśliniło lizak, oraz uszkodziło folię. taki towar zaś nie nadaje się już do odstawienia. k i s zaczęli odburkiwać, że jakim prawem, że nie mogę ich zmusić itd itp. skinęłam dłonią w kierunku ochroniarza, bo wiedziałam już że dalsza dyskusja nie ma sensu. ochroniarz podszedł i zawyrokował: - hermiona, dolicz tego lizaka do rachunku. a szanowni państwo płacą za to, bo dziecka się pilnuje. jakby każdy tak niszczył towar, byłby ładny cyrk. pieniacze zapłacili, burcząc coś pod nosem. całą sytuację widziało i komentowało kilkoro klientów. Żenada pełną gębą. skomentuj (10) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 129 (149 ) #82290 ~niematakiegouzytkownika · 30 maja 2018, 15:48 | do ulubionych chodzę ja sobie na studia. drugi semestr, dochodzi jeden z wielu nowych przedmiotów prowadzony przez x, odbywający się co drugi tydzień. niby wszystko normalnie, gdyby nie to, że x nie pojawiła się na zajęciach ani raz. pierwsze zajęcia, wszyscy wstają rano i dziarsko idą na godzinę 8. oczywiście po 15 minutach czekania, lista i do domu z narzekaniami "po co wstawałem/am tak wcześnie". kolejny raz - to samo. dostajemy w tygodniu maila od niej, że nie będzie jej w konkretnych dniach. okej, spoko. tyle, że w końcu było tak, że nie mieliśmy z nią ani jednych zajęć. nie wiedzieliśmy nic. ani jak wyglądać będzie ocenianie, ani jaki ma być zakres, ani nawet jak baba wygląda. odpracowanie zajęć wychodzi na najbliższy piątek (jak piszę jest środa). nie wiemy jak chce pół roku przerobić w 4 godziny, ale jej sprawa. dostajemy dzisiaj kolejną wiadomość. mamy przeczytać książkę, a najlepiej nauczyć się wszystkiego na piątek. no i krew zalewa. nie dość, że baba miała pół roku na danie nam chociażby tytułu żądanej przez siebie książki, ale nie. postanowiła nam dać półtora dnia wcześniej. nie wiem czy kierowała się logiką, że studenci mają multum wolnego czasu, czy, że jej przedmiot (nota bene nie związany jakoś bardzo z kierunkiem studiów) powinien być naszą pasją od dziecka i już dawno powinniśmy wszystko umieć. nie wiem czy zostanie to uznane jako piekielne, niemniej jednak dla mnie i pewnie sporej części studentów z mojej grupy jest. studia skomentuj (19) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 135 (151 ) #82294 sotalajlatan ( pw ) · 31 maja 2018, 13:33 | do ulubionych byłam tydzień w anglii. w tym czasie dostałam wiadomość od koleżanki, co tam słychać itp. zgodnie z prawdą odpisałam, że zwiedzam londyn i wysłałam jej zdjęcie bodajże jakiegoś widoku. nie odpisywała do końca dnia, a w nocy dostałam od niej wiadomość, że się na mnie zawiodła. nie wiedziała, że jest ze mną aż tak źle i że chyba serio nie mam co robić ze swoim życiem. wszystko odbyło się przez messengera, ale na jej stronie opublikowała przykry post na mój temat, w ktróym zamieściła to wysłane przeze mnie zdjęcie i skrytykowała mnie i mój sposób postępowania. nie mogła mnie oznaczyć na tym zdjęciu, bo poblokowałam na fb najwięcej jak umiałam i ona doskonale o tym wiedziała, dlatego nie wyskoczyło mi nawet powiadomienie, że ktoś chce mnie oznaczyć. dowiedziałam się dzisiaj o wszystkim, od wspólnej koleżanki, która na szczęście nie uwierzyła w te bujdy. a o jakie bujdy chodziło? Że przyleciałam specjalnie na królewski ślub i że to chore i powinnam mieć to wiadomo gdzie. w tym czasie mnóstwo par na całym świecie się hajtało i jakoś tych ślubów nie oglądałam (!) nie rozumiem, to że ktoś oglądał ślub harry'ego i meghan nie oznacza, że nie ma co robić ze swoim życiem :/ to znaczy, że po prostu miał ochotę obejrzeć ten ślub. dziewczyna zrobiła kolejną gównoburzę. a ja przyleciałam do anglii w niedzielę, dzień po tym ślubie. właśnie zweryfikowałam znajomości. skomentuj (14) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 140 (176 ) #82291 vonavi ( pw ) · 30 maja 2018, 16:17 | do ulubionych szembor w historii #82207 przywołał niechęć pracodawców do kobiet, które zachodzą w ciążę. do wszystkiego dodam historię żony mojego przyjaciela z liceum. dziewczyna przez ponad 3 lata pracowała w pewnym dużym korpo, należącym do jednej z zagranicznych firm. pracowała bardzo dobrze, była zaangażowana, prawie nie popełniała błędów, a i w dodatku nowy narybek trafiał najczęściej na szkolenie do niej. krótko przed końcem umowy poszła do przełożonej zapytać o nową umowę (należała jej już się na stałe, poza tym firma ciągle narzekała na braki kadrowe). ta kręciła, ale w końcu powiedziała, że nowej umowy nie będzie, że pracę ma tak jak w umowie do końca lutego. z racji, że dziewczyna była nieustępliwa, zapytała o powód tej sytuacji. przełożona pierwotnie nie chciała powiedzieć o co chodzi ale w końcu, ponieważ sama była zła na fakt, że dobrą pracownicę straci* powiedziała nieoficjalnie, że dlatego, że za chwilę będzie chciała zakładać rodzinę i mieć dzieci**. dziewczyna odeszła z korpo wraz z końcem umowy, po czym szybko znalazła inną pracę, w której już druga umowa była na stałe. po 3 miesiącach od odejścia dawna szefowa z korpo postanowiła zadzwonić czy by do nich nie wróciła. * przełożona nie miała wpływu na to co szefostwo zrobi z umową dla niej. ** było to w czasach przed ich ślubem. korpo skomentuj (19) pobierz ten tekst w formie obrazka mocne słabe ocena: 117 (129 ) zobacz następne podziel się pozytywnymi historiami na wspaniali.pl piekielni top miesiąca ulubione komentowane 1 . pracuję jako program... 2 . na długo przed ślube... 3 . czytałam sobie w poc... 4 . każdy z nas chyba sp... 5 . ach, te wspomnienia... 6 . jestem młodą matką i... 7 . znajomy od kilku tyg... 8 . rodzina mojego narze... 9 . dzisiaj to chyba ja... 10 . zmuszanie do posiada... 1 . co do kobiet w ciąży... 2 . poniższą historię mu... 3 . na długo przed ślube... 4 . historia pewnej impr... 5 . pracuję w mcdonald&#